Kurtyka. Sztuka wolności

Blaszany piórnik to relikwiarz każdej nastolatki. Moja siostra w latach 90. trzymała w nim naklejkę z miesięcznika „Bavo” z Leonardem DiCaprio z kadrem z filmu Romeo i Julia, moja mama, nieco wcześniej, zdjęcie Roberta Redforda. Przez lata powtarzałam, że gdybym była nastolatką w latach 80. w moim piórniku byłby wizerunek Wojtka Kurtyki. Dziś wszystkie trzy kobiety w moim domu uśmiechają się na widok okładki książki, która pod koniec stycznia ukazała się na rynku nakładem wydawnictwa Agora. Nie należy wykluczać z tej opowieści mojego taty, który przez lata skrupulatnie kolekcjonował książki tuzów polskiego himalaizmu, a które to pozycje gremialnie do dziś uzupełniamy. I choć kiedyś krzywiłam się na ich widok, dziś sięgam po nie z niegasnącym entuzjazmem. Nie ukrywam, że w jakimś stopniu pozycje te są schematyczne, czasami zgrzyta styl, niektóre fragmenty mogą być przydługie, a w innych czegoś brakuje. I choć dokonania sięgają najwyższych szczytów, sposób ich opisu bywa różny. Na stałe jednak weszły do naszego słownika powiedzenia Jerzego Kukuczki: „każdy ma swój Everest”, czy nieco bardziej patetyczne, ale pełne niepowtarzalnego uroku powiedzenie Aleksandra Lwowa: „zwyciężyć znaczy przeżyć”. Nie jest więc dziwne, że na książkę Bernadette McDonald z wielkim entuzjazmem czekało całe towarzystwo fotelowych miłośników polskiej szkoły himalaizmu (choć pewnie nie tylko). Nie dało się bowiem zauważyć braku tej książki w niejednej domowej kolekcji.

Wojtek Kurtyka (1974) Fot. Bogdan Jankowski

Wojtek Kurtyka (1974) Fot. Bogdan Jankowski

Nie wiem czy lektura Bernadette Mcdonald spełnia wszystkie moje oczekiwania, które spiętrzyły się odkąd zobaczyłam zapowiedź tej książki w Magazynie Książki. Z pewnością styl autorki pozostaje równie klarowny jak w przypadku Ucieczki na szczyt. Szczególną wartością pozostaje dystans jaki posiada ona do tzw. polskiej szkoły himalaizmu. Jednak to co mogło być zaletą w przypadku książki, traktującej o fenomenie polskiego himalaizmu lat 80., w przypadku książki o Wojtku Kurtyce niespodziewanie może stać się wadą.

625026-352x500

Z łatwością można zarzucić autorce nadmierne dążenie do pisania pod tezę, jakoby wspinacze szukali w górach najwyższej z wartości jaką była i nadal pozostaje wolność. Nie daje to przestrzeni do poszukiwania indywidualnych przyczyn wspinania. Czy Kurtyka wspina się tylko dlatego, że jest w tym dobry, tylko dlatego, że od pierwszego spotkania ze ścianą poczuł, że to jest to, czemu powinien poświęcić resztę życia? Mimo wykształcenia, rodziny, zdecydował się na niepewną karierę himalaisty. I trudno znaleźć fragmenty o trudach obranej przez niego kariery. Nie jest więc dziwne, że dla człowieka, o perspektywie fotelowej, mgliście zarysowane pojęcie wolności, może nie wystarczać. Z rzeczy, które bardzo rzucają się w oczy, to styl, będący, szczególnie na początku, emanacją osobowości Kurtyki – jeśli tylko oglądaliście jakiekolwiek filmy z udziałem wspinacza, wiecie o czym mówię. Wojciech Kurtyka ma skłonność do opowiadania w sposób czasami niezwykle prosty i treściwy, po to by następnym razem plątać się w słowach metafizycznie niedookreślonych. Mam poczucie, że stało się to jego znakiem rozpoznawczym. Niewiele osób przykuwa taką uwagę do konstrukcji zdań. Słuchając jego wypowiedzi ma się wrażenie jakby każde zdanie było w pełni kontrolowane. I trochę taka też jest ta biografia, w układzie chronologicznym nie znalazło się miejsce na osobiste komentarze, a przecież szczególnie interesujące są te, które dotyczą duetu Kukuczka – Kurtyka, który z biegiem czasu uległ rozpadowi. Nie mam poczucia, by Kurtyki otwarcie na świat w latach 80. zostało w książce wytłumaczone. Nadal nie wiem, co zadecydowało o tym, że mógł on wyjeżdżać ze wspinaczami zza granicy, co więcej mógł wyjeżdżać mimo tego, że nie był podpinany pod wyprawy narodowe. Gdy już pod koniec książki poznajemy zdanie Kurtyki o Kukuczce jest ono spointowane cytatem z Reinholda Messnera – brutalna prawda, czy triumf żywych nad martwymi?

Nie zmienia to jednak faktu, że Wojtek Kurtyka jest postacią fascynującą, która może stanowić niepodważalny wzór tego, w jaki sposób z życiem należy się obchodzić.

Poznawszy swoje predyspozycje dobrze jest je wykorzystać, by żyć w zgodzie z pasją – z samym sobą. Choć nie obyło się bez strat w życiu prywatnym, to jednak zawodowo Kurtyka jest uważany za najbezpieczniejszego spośród wspinaczy w historii. Obdarzony instynktem potrafił wycofać się, gdy zastana sytuacja nawet potencjalnie zagrażała jego życiu lub życiu jego partnerów. Kurtyce udała się sztuka życia ukształtowana na wzór własnych o nim wyobrażeń. Z tekstu przebija obraz człowieka, który w odpowiednim czasie pojawił się w odpowiednim momencie, przyłączono go bez większych trudów do narodowych wypraw, mimo że konkurencja w latach 80. była olbrzymia, a ostatecznie i tak wybrał styl alpejski i organizował niezależne, w stosunku do narodowych, wyprawy, by mieć jeszcze większy wpływ na swój los. W odpowiednim momencie wyzbył się ambicji, a chwilę później zaakceptował, że starzejące się ciało i idące wraz z wiekiem ograniczenia są również lekcją, którą trzeba skrupulatnie odrobić. I nawet jeśli nie chce do końca wierzyć się w obraz człowieka tak doskonałego, to książkę czyta się wyśmienicie – trudno ukryć, że pierwsza biografia Kurtyki wzmaga czytelniczy głód. Może kolejnym krokiem mógłby być wywiad-rzeka?

Bernadette McDonald, Kurtyka. Sztuka wolności, przeł. Maciej Krupa, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2018

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.