Pytania otwarte | Matka wszystkich pytań

Pamiętam jak bardzo oczarował mnie zbiór esejów Mężczyźni objaśniają mi świat. Nie jestem znawczynią twórczości Solnit, przyznam, że tkwię raczej w procesie i książki jej zbieram, choć nie wszystkie zdążyłam przeczytać. Mam więc świadomości, by móc się w pełni wypowiedzieć powinnam wcześniej nadrobić powstałe zaległości, co też pewnie w najbliższym czasie uczynię. Wyposażona w niewielki zasób wiedzy, postanowiłam napisać o tym, co w Matce wszystkich pytań pozostaje dla mnie pytaniem otwartym, opierając się tylko na tej jednej publikacji.

Zbiór esejów zawartych w najnowszej publikacji wydawnictwa Karakter nie jest najświeższy. Teksty datowane są na około pięć lat wstecz (2014, 2015 rok) i tę różnicę w czasie można odczuć. O ile autorka wspomina o głośnych sprawach Billa Cosby’ego, którego – obawiam się – młodsi czytelnicy mogą z programów telewizyjnych nawet nie kojarzyć, o tyle bardzo brakuje mi w nim (choćby przypisów) do sprawy Louisa C.K., który w 2017 roku został oskarżony o wykroczenia seksualne, czego autorka nie mogła wiedzieć pisząc tekst Krótkiej i wesołej historii… z 2015, ale redakcja już o takie przypisy mogła tekst wyposażyć. Siłą rzeczy brakuje także sprawy Harveya Weinsteina, która stała się początkiem głośnej akcji MeToo. Bez tego kontekstu trudno uważać, że Matka wszystkich pytań dotrzymuje kroku toczącym się wypadkom, a autorka zastanawiając się czy dowcipy o gwałtach są śmieszne nie naraża przypadkiem siebie na brak wiarygodności. Bo to, że feministkom brakuje poczucia humoru wiemy przecież wszystkie, publicznie sympatyzując lub będąc aktywnymi uczestniczkami ruchu, który w gruncie rzeczy powinien być (wydawałoby się) naturalnym (od)ruchem każdej myślącej osoby. W najlepszym z przypadków akurat ta odsłona Solnit trafiła do Polski zdecydowanie zbyt późno.

Pytaniem otwartym pozostaje także wartość tych tekstów, które dezaktualizują się w ciągu połowy dekady. Zapowiedziana we wstępie „podróż przez jatkę i pobojowisko” pozostaje niestety być może wycieczką atrakcyjną dla osób, które z nieznanych mi przyczyn uchowały się do dziś bez żadnej myśli feministycznej w głowie. Tylko że jak to zwykle w takich przypadkach bywa, nie oni będą odbiorcami książki Solnit. Jeśli więc przez Polskę taranem przetoczył się patriarchat w ostatnim półroczu to ze sporą goryczą czytam, że możemy spierać się o Lolitę, gdy połowę populacji sprowadza się do roli inkubatora.

Dla mnie spór o Lolitę jest owszem ważny, ale jest też niesamowicie irytujący, bo przeglądając kanon literatury światowej możemy dostrzec brak po pierwsze pisarek, po drugie bohaterek literackich. Co więcej tego braku wcale nie wypełniły tak od razu kobiety-pisarki. I ten trop wydaje mi się o wiele ciekawszy niż to, co proponuje Solnit. Czasami ów brak daje do myślenia i pokazuje więcej o epoce niż próba negowania tekstów kultury, od których raczej odciąć się nie możemy, ale warto byłoby poświęcić czas na ich reinterpretacje i nowe sposoby odczytywania. Także w kontekście chociażby powstałych w podobnym czasie Zazie w metrze Raymonda Queneau czy Witaj smutku Françoise Sagan. Naprawdę mamy co robić.

Jeśli więc powstał we mnie jakiś żal po lekturze Matki wszystkich pytań, to powodowany jest od przedwcześnie dezaktualizującymi się informacjami (mimo że to wszystko wydarzyło się naprawdę ma już mniejszą siłę rażenia niż w momencie, gdy autorka uwagi te czyniła). Jakże bezkonkurencyjna wypada na jej tle Wirginia Woolf, na którą też Solnit nie bez przyczyny się powołuje.

By osłodzić trochę wrażenia dodam, że w książce jest kilka momentów, którym można przyklasnąć. Należą do nich uwagi o bezcelowym skoncentrowaniu popkultury na szczęściu, opis nieszczelności kategorii, którymi niekiedy bezmyślnie posługujemy się na co dzień, niezwykle potrzebne są uwagi o kulturze gwałtu i przemocy domowej. (O przemocy ze względu na płeć pisze szczególnie dużo dr hab. Iwona Chmura-Rutkowska w książce Być dziewczyną-być chłopakiem, badając stereotypy i sposób wychowania dzieci w Polsce ze względu na płeć, powołując się m.in. na badania szwedzkiego psychologa i pedagoga Dana Olweusa, który stworzył m.in. definicje przemocy rówieśniczej).

Moim faworytem wśród tekstów pozostaje Krótka historia milczenia, w której Solnit analizuje, komu opłaca się milczenie kobiet. To dużo i trochę mało, głównie dlatego, że czekałam na tę publikację i liczyłam na więcej intelektualnych rozkoszy, których ostatnio głównie przez ograniczony kontakt z ludźmi, złakniona jestem bardzo. Z lekturami tak już jest, że przyzwoity tekst nakierowuje na kolejne, może więc wkrótce przyjdzie czas na Virginię Woolf, matkę wszystkich feministek?

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.