Przez morze. Z Syryjczykami do Europy

Czytając książkę Wolfganga Bauera, nieustannie zastanawiałam się nie tylko nad tym, co dzieje się dziś z bohaterami tekstu, ale także na ile podane informacje są aktualne. W Niemczech książka ukazała się już dwa lata temu. Sytuacja w Syrii właściwie się nie zmieniła – konflikt trwa już około sześciu lat, a destabilizacja Bliskiego Wschodu blisko piętnaście. Gdy czytałam Na południe od Lampedusy. Podróże rozpaczy, autorstwa Stefano Liberti’ego nie ogarniały mnie te same wątpliwości, mimo że książka jest jeszcze starsza. Mając jednak doświadczenie dwóch lektur, a przeczytałam jeszcze Przeprawę. Moją podróż do pękniętego serca Syrii Samar Yazbek – z doskonałym wstępem Piotra Balcerowicza – zaczęłam obawiać się prędkości dezaktualizowania się podawanych informacji. Świat zmienia się tak szybko, że jedyną pewną i zarazem okrutną konstatacją, którą możemy poczynić, jest fakt, że wojna nadal trwa.

442208-352x500

Kiedy jednak piszę te słowa w zaciszu pokoju, wiedząc że przypada mi żyć w Europie, nieogarniętej konfliktem, w Europie, która nauczyła się spychać problemy za Morze Śródziemne i jeszcze dalej, zaczynam rozumieć, że na wartość reportażu Przez morze. Z Syryjczykami do Europy nie wpływają zmieniające się trasy przerzutu ludzi (mechanizm jest mniej więcej wciąż ten sam1), opisywane życiorysy czy nawet sposób pozyskania informacji przez dziennikarzy. Co jest istotne i w książce niemieckiego dziennikarza, i włoskiego to niezgoda na ludzką krzywdę. W Europie, w której zaostrzają się nastroje, eufemistycznie nazywane patriotycznymi, są ludzie, którzy racjonalnie i empirycznie dowodzą po której stronie powinien opowiedzieć się człowiek, by nadal móc nazywać się nomen omen człowiekiem. Kiedy dyskusje przestały mieć jakikolwiek sens należałoby ludziom wręczać książki: Libertiego, Yazbek czy właśnie Bauera. Każda z nich jest niewątpliwie dziennikarskim poświęceniem. Autorzy angażują się w losy bohaterów, nierzadko padając ofiarami systemu, który opisują – Bauer zostaje przetrzymany w austriackim więzieniu za przemyt ludzi. Opowieść nasączona jest gorzkimi słowami, opisującymi arkana prawne systemu, który „chroni” Europę przed zalewem emigrantów. W działania zbrojne, w które angażują się niektóre europejskie państwa nie są wliczane straty cywilów z terenów ogarniętych wojną. W XXI wieku nadal pozwalamy cierpieć niewinnym, nierzadko niezainteresowanym polityką obywatelom, którzy po prostu walczą o poprawę swojego tu i teraz o prawo do życia, prowadzenia własnego biznesu, prawo ludzi do zarabiania pieniędzy na dobrą edukację własnych dzieci.

Może faktycznie zamiast walki z uchodźcami, których wcale w Polsce jeszcze nie ma, wręczyć każdemu po ogólnodostępnej na rynku książce? Oczywiste jest stwierdzenie, że czytanie uczy empatii – każdy zdaje sobie z tego sprawę. A jednak nie każdy potrafi uniknąć pryzmatu XIX-wiecznej koncepcji narodowości i spojrzeć na uchodźców poprzez coraz częściej spychane do lamusa człowieczeństwo, które z dnia na dzień przybiera kształt pustego frazesu.

WYDAWNICTWO: Czarne

1 Interesującym uzupełnieniem jest lektura książki Martina Pollacka pt. Cesarz Ameryki. Wielka ucieczka z Galicji, wyd. Czarne, w której autor podejmuje próbę opisu szlaku emigracji zarobkowej ogromnej ilości ludzi z Europy Środkowo-Wschodniej pod koniec XIX wieku. Dramatyczne historie ludzi, którzy nierzadko padali ofiarą nieuczciwych pośredników, łudząco przypominają obecne funkcjonowanie takich samych grup na Bliskim Wschodzi i Maghrebie.

Zapisz

Siedem dni w świecie sztuki

-SKRÓT/OWIEC-

Wydawnictwo: Propagandapol_pl_siedem-dni-w-swiecie-sztuki-sarah-thornton

Siedem dni w świecie sztuki jest lekturą zarówno dla profesjonalistów, jak i laików. Autorka, Sarah Thornton, zagląda tam, dokąd maluczkich nie wpuszczają – wyjątkiem mogą być Biennale Sztuki w Wenecji, do której „wystarczy” przylecieć, kupić karnet i zwiedzać. Odwiedza miejsca konstytuujące współczesny świat zachodniej sztuki. Spędzając każdy dzień w innym miejscu, dociera za kulisy domów aukcyjnych, na uczelnię California Institute of the Arts, na której jednym z wykładowców jest legendarny Michael Asher, na szwajcarskie targi sztuki, uczestniczy również w procesie przyznawania przez Tate nagrody Turnera, przedstawia sposób pracy w czasopiśmie „Artforum”, odwiedza pracownię artystyczną Takashi Murakamiego i w końcu wyrusza w podróż na biennale sztuki do Wenecji. Biennale jest pewnego rodzaju festiwalem, targowiskiem próżności i czymś doskonałym dla osób, które nigdy nie mają dość sztuki. Przez kilka letnich miesięcy Wenecja, co dwa lata, otwiera dla łasuchów sztuki współczesnej, swoje podwoje i zaprasza do kontemplacji wytworów narodowych w historycznym kostiumie pawilonów, trwających już w swej niekiedy monumentalnej formie około wieku.

Warto przeżyć tydzień ze sztuką. Jest to jednak przede wszystkim obraz wielkiego świata, który niewiele ma wspólnego z polską sztuką współczesną i rodzimym rynkiem sztuki.

#AUKCJA #KOREKTA #TARGI #NAGRODA TURNERA #ARTFORUM #WIZYTA W PRACOWNI #BIENNALE

Zapisz

Zapisz

W rzeczy samej

Piasek to mieszanka maleńkich kamiennych odłamków, które oderwały się od większych kamieni wskutek oddziaływania wiatru, fal lub innych czynników, z jakimi muszą się zmagać skały. Jeśli przyjrzeć się bliżej garści piasku, można dostrzec, że wiele ziarenek zrobionych jest z kwarcu, czyli krystalicznej formy dwutlenku krzemu1.

Dalsze wyjaśnienia Marka Miodownika na temat chemicznej struktury kwarcu pozostają dla mnie niejasne. Autor, będąc młodych chłopakiem, wskutek obrażenia, jakiego doznał w metrze, zafascynował się materiałoznawstwem. Ukończył studia w tym kierunku, pracował w wielu laboratoriach i popularyzował wiedzę, występując w programach telewizyjnych. Książka, wydana w Polsce w tym roku, przez wydawnictwo Karakter, jest niejako zwieńczeniem dotychczasowej jego kariery – popularyzatorskiej, bo z pewnością nie naukowej.

W rzeczy

Jeśli popatrzeć na mnie, to mogłabym powiedzieć, że od początku świat materii wydawał mi się obcy. I choć, jak wszyscy, przebywam z nią codziennie, nigdy jej nie pojęłam, a o tym, że wysiłek niezbędny do nauki w tym obszarze jest płonny, wiedziałam już po pierwszej lekcji chemii. I mimo że (nieskromnie) sądzę, że mam spore umiejętności abstrakcyjnego myślenia, to nie idą one na pewno w kierunku chemicznym. Po prostu nie. Do dziś nie wiem jak udało mi się bez problemu zaliczać sprawdziany z chemii, bo gdybym miała cokolwiek przytoczyć, to chyba tylko wzór chemiczny wody…

Niemniej nie chodzi mi o to, bym ja się tu pogrążała (choć osobiście bardzo się wstydzę elementarnych braków wiedzy), ale o to, by przekonać Czytelników, że nawet jeśli nigdy chemią się nie interesowali, to warto przeczytać tę książkę. I choć nie gwarantuję, że trauma „szyby” nie powróci, to sądzę, że każdy może znaleźć w tej, jak zwykle porządnie wydanej przez Karakter pozycji, coś dla siebie.

Na książkę składa się dziesięć rozdziałów, poświęconych: stali, papierowi, betonowi, czekoladzie, piance, plastikowi, szkle, grafitowi, porcelanie i implantom. W tym olbrzymim, bądź co bądź, wyborze materiałów na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Niemniej warto, choćby dla historycznych anegdot, potraktować tę książkę poważnie – mimo jej całkiem luźnego języka i świetnych kompetencji autora do przedstawiania skomplikowanych zagadnień całkiem przejrzyście (ja naprawdę jestem w tej kwestii opornym uczniem). I może się Wam wydawać, że to czekolada szczególnie przykuła moją uwagę, to nic bardziej mylnego. Punktem zasługującym na szczególną uwagę był oczywiście papier!

Papier, jako nieodłączny element rzeczywistości, towarzyszy nam wszędzie a jego przyjemna dla opuszek palców faktura, wydaje się niezastąpiona. Myślę oczywiście o pojedynku książka versus czytnik. Produkcja papieru, mimo że powszechna, wcale nie jest prostym procesem. Po oddzieleniu włókien celulozy od ligniny powstaje pulpa drzewna, czyli drewno w płynie, które wyłożone na płaską powierzchnię i wysuszone tworzy papier. Tak tłumaczy to autor. Sekretem produkcji pozostaje pewnie mnogość dostępnych na rynku papierów. Na pewno sami pamiętacie książki, do których użyty został papier, który wzbudził wasz zachwyt i takie, które mocno was rozczarowały. Jeśli z niepokojem obserwujecie żółknięcie książek w waszej biblioteczce to wiedzcie, że odpowiada za to pozostawiona lignina, która reaguje z tlenem w obecności światła – nie najlepszym pomysłem jest zostawianie książek na parapecie… Jedną z anegdot, którą możecie zabłysnąć w towarzystwie jest fakt, że do pokrycia globalnego zapotrzebowania na papier toaletowy dziennie ścina się dwadzieścia siedem tysięcy drzew.

Opowieść o papierze jest jedną z bardziej klasycznych, z książki można dowiedzieć się także dlaczego miecze samurajskie słyną (do dziś) z niezwykłej wytrzymałości, w jaki sposób King Camp Gillette stworzył swoje imperium, dlaczego czekolada rozpuszcza się w ustach. Ponadto może jak i ja po raz pierwszy w życiu usłyszycie o docenionych po czasie aerożelach oraz doczytacie czym właściwie jest ów fenomenalny grafen. I tu właściwie należałoby wspomnieć o tym dlaczego diament utożsamiamy z miłością. Jeśli więc szukacie w historii kampanii marketingowych, które przetrwały swoje czasy, to z pewnością pochylcie się nad historią opisaną przed Miodownika. W dużym skrócie – jeśli zamierzacie kupić pierścionek z diamentem swojej ukochanej, to wiedzcie, że ulegacie kampanii, która przetrwała już ponad sto lat! W 1902 roku Kompania DeBeers chciała poszerzyć popyt na diamenty, nie dewaluując jednocześnie produktu. Wymyślili więc slogan „Diamenty są wieczne”, utożsamiając tym samym swój produkt z nieprzemijającym uczuciem? Nie tylko sprytne, ale z perspektywy czasu – genialne!

Historia materiałów i ich odkrywców wciąga niczym najlepsze biografie. Zabawny sposób opisu równoważy momenty, których choć niewiele, pozornie mogłyby wydawać się nazbyt naukowe. Książka dla ciekawskich i dla tych, którzy poszukują na rynku książki czegoś nowego. Dla znudzonych romansem i przygodą. Świat pozornie martwy W rzeczy samej ożywa w z pozoru niezauważalny sposób!

1M. Miodownik, W rzeczy samej. Osobliwe historie…, Kraków 2016, s. 183-184.

Zapisz

Zapisz

Zapisz