Podła ludzka natura | Światło między oceanami

Przyznam szczerze, że czytałam tę książkę łudząc się, że będę mogła się jednak nieco powyzłośliwiać. Chęć ta narosła wskutek nieustannego mierzenia się z lekturami na swój sposób trudnymi, które wyginają mi zwoje i przewartościowują percepcję świata. Szukałam więc w Świetle między oceanami odskoczni oraz błędów merytorycznych (podła ze mnie istota, wiem), ale jak już coś znalazłam, to okazało się, że autorka sama prostuje zaistniałe nieporozumienia. Do tego nie bardzo znam się na pracy latarnika, bo dotychczas miałam z nią kontakt tylko za pośrednictwem jednej noweli, którą mgliście pamiętam z czasów szkolnych.

Debiutancka powieść australijskiej pisarki stała się światowym bestsellerem. Trzeba by etyka, by wypowiedział się na temat dylematów moralnych opisanych w powieści. Choć dla mnie nieszczęść w niej jest za dużo, a cudem nie nazwałabym przypłynięcia do brzegu wyspy łodzi ze zwłokami mężczyzny, nawet jeśli dziecko znajdujące się w niej nadal byłoby żywe, to jednak marketing rządzi się swoimi prawami – patrz okładkowy blurb.

A to wszystko jest o mężczyźnie i kobiecie oraz chęci posiadania dziecka. Opanowany Tom Sherbourne, chcąc zapomnieć o koszmarze I wojny światowej podejmuje pracę latarnika na niezamieszkanej wyspie Janus Rock. Jego żoną zostaje miejscowa dziewczyna, która w tej samej wojnie straciła dwóch braci. Z czasem okazuje się, że para nie może mieć dzieci. Stąd przygarnięcie przybyłej w łodzi dziewczynki znajduje fabularne uzasadnienie. Tom za namową żony zgadza się oszukać system i nie zgłosić odpowiednim służbom ocalenia dziecka (a także śmierci mężczyzny). Wyrzuty sumienia nie dadzą mu spokoju, tym bardziej, że po niespełna dwóch latach, podczas wizyty na kontynencie, staje twarzą w twarz z prawdziwą matką dziewczynki. Jest to powieść o manipulacji, sabotażu, zdradzie, wybaczeniu, a wszystko to ma tak duży kaliber, że może zadziałać na czytelnika dwojako – albo się uda, albo się nie uda.

Wyobrażam sobie, że w swoim gatunku jest to powieść poprawna, która może się podobać. Jeśli czytelnik widział wcześniej film, to z pewnością Fassbender, Vikander i Weisz nie opuszczą go od pierwszej do ostatniej strony, adaptacja jest bowiem wierną kopią książki – jeśli tylko dobrze zapamiętałam film. Dla mnie meh, ale rozumiem potrzebę takiej lektury.

M.L. Stedman, Światło między oceanami, tłum.: Anna Dobrzańska, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2017, wydanie IX (kieszonkowe I)

Hipoteza zła

Do dziś nieznana pozostaje przyczyna zaginięcia lotu Malaysia Airlines 370. Znajdujące się na pokładzie 239 osoby uznano za zaginione. Jeśli w kurczącym się świecie, pełnym radarów, satelit i wszelkiej inwigilacji może zgubić się tak potężna maszyna jak Boeing, to nie powinniśmy się dziwić, że wbrew pozorom całkiem łatwo jest rozpłynąć się pojedynczej osobie. Donato Carrisi, włoski pisarz i scenarzysta, autor Hipotezy zła, z pewnością powiedziałby, że nie jest trudno zniknąć pojedynczej osobie w mroku.

437491-352x500

I zaiste, mroczna to lektura. Szczególnie, gdy macie w zwyczaju drżeć na widok rozmieszczonych na przystankach ogłoszeń o poszukiwaniach osób, które z domu wyszły i dotąd nie wróciły.

Carrisi w umiejętny sposób pogrywa na emocjach czytelnika, mimo że stosowane przez niego chwyty należą do tych bardziej klasycznych. Główna bohaterka, Mila, pracująca w biurze osób zaginionych w siedzibie wydziału policji federalnej, skrywa sekret, a także boryka się z traumą wyniesioną z poprzedniego śledztwa (Zaklinacz). Towarzyszy jej policjant Simon Berish, z którym chętniej rozmawiają zatrzymani niż sami policjanci. Ze względu na sytuację sprzed dwudziestu lat, gremialnie uważany za wyrzutka wydziału, policjant śniadania zwykł jadać sam.

Spree killer to z kolei tylko jedna z hipotez, którą biorą pod uwagę policjanci po serii zabójstw, do których dochodzi z dnia na dzień. Dopóki ten koncept jest rozwijany, dopóty morderca lub mordercy wodzą policję za nos. Wraz ze zmarłymi pojawiają się także duchy z przeszłości, jak to w dobrym thrillerze bywa, pozwalające zrozumieć skrupulatnie zarysowane sylwetki głównych bohaterów – szczególnie samotne śniadania Berisha. Nikt w tej powieści nie jest bez winy, każdy w jakiś sposób zostaje wciągnięty w drobiazgowo rozrysowaną fabułę. W rozwikłaniu zagadki pomagają antropologiczne ciekawostki, a także Hitch, pies Brisha, rasy hovawart. I tu autor nie pozostawił czytelnikowi miejsca. Jeśli policjantka ma dziecko, a policjant psa, to z pewnością zostają oni wykluczeni z grona podejrzanych. A szkoda, bo po mocnym, naprawdę mocnym początku, pod koniec zszywanie wszystkich rozrzuconych z rozmachem nici idzie autorowi już mniej zgrabnie.

Wydaje się jednak, że w natłoku kryminałów, pojawiających się obecnie na rynku, jest to historia dość oryginalna, napisana z rozmachem, oddziałującym na czytelnika – jeśli tylko macie ochotę na odrobinę dreszczyku.

Donato Carrisi, Hipoteza zła, przeł. Jan Jackowicz, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2016