Nowe życie. Jak Polacy pomogli uchodźcom z Grecji

Przyzwyczailiśmy się do tego, że słyszymy o sobie na ogół złe rzeczy i choć złe rzeczy w społeczeństwie z łatwością można zaobserwować – wcale nie trzeba się wysilić, by przykłady takie znaleźć – to mamy w historii kilka zrywów, które do dziś, z różnym skutkiem, kształtują nasze poczucie przynależności narodowej. Pomoc jaką Polska skierowała wobec Greków tuż po II wojnie światowej nie była przypadkiem, była akcją planowaną na lata, właściwie zakończoną sukcesem, z niezbadanych przyczyn popadła jednak w niebyt społecznej świadomości.

Dla Dionisiosa Sturisa, dziennikarza i reportera, napisanie tej książki było wyprawą we własne rodzinne kręgi. To dzięki niemu historia ta odżyła na nowo. Jak to się stało, że Polacy tuż po wojnie byli w stanie przyjąć ludzi z ogarniętej wojną domową Grecji, a współcześnie nie są w stanie zaakceptować akcji ratującej życie syryjskim uchodźcom? W takim kontekście książka ta została wydana. Sam autor nie ukrywał, że najwyraźniej tekst ten czekał na (niestety) odpowiedni czas. Czekał na czas, którzy uświadomi zblokowanym na cierpienie innych, że możemy pomagać bez względu na religię i narodowość. Stał się w jakimś sposób literacką interwencją w uśpione sumienia Polaków.

Grecy w Polsce przebywali niemal przez cały okres PRL-u. Starsze pokolenie nie przynależało do Solidarności, bo to władzom Polski Ludowej zawdzięczało ocalenie życia. Inaczej było wśród osób, które już w Polsce się narodziły. Niektórzy spośród nich nigdy z Polski nie wyjechali, inni, już w Grecji, myśleli o Polsce jako o drugiej ojczyźnie. Otrzymali dachy nad głową, opiekę lekarską, rehabilitację, teren wreszcie wolny od wojny i prześladowań. W książce brakuje informacji o tym, czy Grecy spotykali się kiedykolwiek z niechęcią. Nikt tak nie twierdzi, nie wiadomo, czy złe wspomnienia zatarł czas, czy rzeczywiście Grekom żyło się nad Wisłą tak bezproblemowo. I choć dziś trudno w to uwierzyć, to czytamy książkę Sturisa jako opowieść o lepszej stronie nas samych.

W jakiś sposób jest to też opowieść o adaptacji do nowych warunków, na którą można spoglądać jako na historię o uniwersalności lub nomadyczności ludzkiej natury. Większość z opisywanych Greków zaaklimatyzowała się w nowej ojczyźnie, nauczyła się języka, funkcjonowała w odmiennych od tych, do których przywykli, warunkach klimatycznych, tworzyła wspólnoty, kultywowała tradycje, chodziła do pracy i z pewnością równie gorliwie pielęgnowała w sobie nostalgię do utraconej ojczyzny.

W ostatnim moim czytaniu jest to także refleksja nad tym co się dzieje z ludźmi gdy prawica bierze odwet na lewicy – albo znów bardziej generalizując – co się dzieje, gdy antagonizmy są doprowadzone do takiej skrajności, w której zobaczenie w drugim człowieku o odmiennych poglądach politycznych obywatela o tych samych prawach, staje się niemożliwe. I pewnie nie chodzi tylko o poglądy polityczne, ale także o konflikty na tle narodowym, gdy inwektywą staje się wmawianie komuś odmiennej narodowości (w książce mamy do czynienia ze starciem Greków z Bułgarami i Macedończykami), ale także o sam odwet, gdy oskarżeniem staje się każda aktywność ludzka o wymiarze społecznym, która nie jest po myśli zwycięzców.

Dionisios Sturis, Nowe życie. Jak Polacy pomogli uchodźcom z Grecji, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2017